Polska

Wybory nie są równe, powszechne, ani też proporcjonalne.

Konstytucja RP gwarantuje obywatelom wybory powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne. Okazuje się jednak, że takie nie są, bo głos mieszkańca Elbląga potrafi znaczyć tyle, co dwa głosy mieszkańców Warszawy. To tak, jakby mieszkaniec Elbląga dostawał dwie karty do głosowania. 

Nadchodzące wybory do Sejmu i Senatu przyniosą zapewne największą jak dotąd frekwencję od wyborów w 1989 roku. Już poprzednie wybory biły z sukcesem ten rekord, jednak w tym roku spodziewać się można nokautu. Sama liczba zainteresowanych głosowaniem w komisjach zagranicznych jest dużo wyższa niż w latach poprzednich. W wyborach z 2015 roku taką chęć wyraziło zaledwie 200 tysięcy Polaków, zaś cztery lata temu już 314 tysięcy obywateli.

Zaledwie, ponieważ w tym roku do obwodów za granicą dopisało się ponad 608 tysięcy obywateli. W związku z niedzielnymi wyborami za granicą utworzono 417 obwodów do głosowania, czyli o sto więcej, niż podczas poprzednich wyborów do Sejmu i Senatu. 

Na czym polega brak proporcjonalności gwarantowany przez Konstytucję? Najłatwiej zaobserwować to właśnie na przykładzie okręgu warszawskiego. Państwowa Komisja Wyborcza już jakiś czas temu sugerowała Sejmowi potrzebę dostosowania liczby posłów wybieranych w poszczególnych okręgach do liczby mieszkańców. Do takiej nowelizacji nie doszło.

Warto więc przyjrzeć się statystykom z roku 2019. W okręgu numer 19, czyli Warszawa Śródmieście, do którego zaliczają się wybory z komisji zagranicznych zagłosowało prawie 1,4 miliona obywateli (w tym wspomniane 314 tysięcy obywateli spoza granic RP). W tym okręgu do zdobycia jest 20 mandatów. Z drugiej strony mamy okręg 34, czyli Elbląg, gdzie mandatów jest 8, zaś głosów oddanych w 2019 roku było trochę ponad 250 tysięcy głosów. Co z tego wynika?

To, że na chłopski rozum (już nie rozdrabniając się i nie wchodząc w szczegóły naszej ordynacji) na jeden mandat w Warszawie przypadało 69 tysięcy obywateli, zaś już w Elblągu tylko 31 tysięcy. Ślązak lub Poznaniak powie, że dobrze tak tym Warszawiakom, ale w praktyce wyjdzie na to, że Warszawiak zostanie poszkodowany, bo teoretycznie dostał jeden pakiet kart do głosowania, a mieszkaniec Elbląga już dwa i dwie dziesiąte, gdybyśmy chcieli się rozdrabniać. 

Kolejnym problemem jest powszechność wyborów. Czy one na pewno będą takie powszechne? Oby, jednak może być z tym spory problem wynikający z braku zasobów ludzkich do przeliczenia głosów za granicą. Ostatnie zmiany w Kodeksie Wyborczym przyniosły nam zapis o tym, że za niebyłe zostaną uznane te głosy, które nie zostaną przekazane w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania.

Istnieje również zapis o tym, że każda karta do głosowania musi być okazana wszystkim członkom komisji. Tak jak już zostało wspomniane obwodów za granicami państwa jest 417 (właściwie to 416, ponieważ obwód w Izraelu został wyłączony z tej listy) zaś zainteresowanych głosowaniem 608 tysięcy obywateli, czyli dwa razy więcej, niż w poprzednich wyborach, zaś dodatkowych obwodów od ostatnich wyborów przybyło tylko 100.

Swoje obawy w tym temacie wyrażał Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, a dziś w trakcie wywiadu RMF FM podzielił je Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który stwierdził, że z pewnością znajdą się zagraniczne komisje, które nie będą w stanie przeliczyć głosów. Rzecznik MSZ po wypowiedzi został zwolniony, zaś Ministerstwo Spraw Zagranicznych obawę uznało za nieprawdziwą. 

Równość? W końcu dochodzimy do tego przymiotnika zawartego w art. 96 Konstytucji RP. Okazuje się, że tej równości nam brakuje. I tutaj pomijając już wszelkie spory polityczne warto przyjrzeć się osobom ze szczególnymi potrzebami, a zwłaszcza osobom niewidomym i głuchym. Liczba takich osób jest trudna do oszacowania, jednak dane GUS mówią o tym, że osób z dysfunkcją wzroku jest w Polsce 1,8 mln, zaś osób całkowicie niewidomych około 100 tysięcy. Osób głuchych według danych rządowych jest około pół miliona.

Mówiąc o osobach ze szczególnymi potrzebami warto zauważyć, że chyba jedynym elementem kampanii dostosowanym pod takie osoby są debaty telewizyjne na końcu kampanii. Dostosowanie cyfrowe oraz komunikacyjne praktycznie nie istnieje – jak więc mają w trakcie kampanii funkcjonować osoby, które przecież nas otaczają i również chcą realnie uczestniczyć w życiu obywatelskim, a które są pomijane na każdym etapie kampanii? 

Wybory powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne… chyba, że to chodzi o to, by wybrać jeden z przymiotników. 

Fot. Jakub Wróblewski / WBC24

Shares: