Wywiady

– Chcemy pokazać nauczycielom, że jeżeli my będziemy się biernie odnosić do tego, co nam rząd funduje, to znajdziemy się w sytuacji dramatycznej. W sytuacji, w której będą nauczyciele mający 70 lat. Proszę na rynku poszukać mi taki zawód, który byłby tak mizernie opłacany jak my. Jeżeli ktoś wyklucza strajk nauczycieli, jest w ogromnym błędzie – mówi Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz w rozmowie z Jakubem Wróblewskim

Związek Nauczycielstwa Polskiego zadecydował o ogłoszeniu pogotowia protestacyjnego. To oznacza strajk nauczycieli w najbliższym czasie? 

Pogotowie protestacyjne ma zupełnie inny charakter i wcale nie oznacza, że za tydzień, dwa czy za miesiąc będzie strajk. Strajk jako forma walki o prawa pracownicze w warunkach polskich musi przebiegać zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. A więc musimy przejść całą skomplikowaną procedurę, która temu towarzyszy i zgodnie z polskim ustawodawstwem, patrząc także na rozmiar przedsięwzięcia, na wielkość organizacji i liczbę interesariuszy, którzy musieliby się w tej sprawie wypowiedzieć, to jest to cykl mniej więcej dwa i pół, trzy miesiące.  

Całkiem długo.  

Dzieje się to tak dlatego, że de facto strajk przeprowadza zgodnie z polskim prawem zakładowa organizacja związkowa, czyli w warunkach ZNP są to zakładowe organizacje związkowe, które działają w polskich gminach i powiatach. Mamy 1215, więc musimy w każdej z tych instytucji, w każdej z tych zakładowych organizacji związkowych przeprowadzić działania zgodne z ustawą o sporach zbiorowych: mediacje, negocjacje, czy rokowania. W momencie, gdyby się okazało, że nie jesteśmy w stanie dojść do porozumienia, istnieje możliwość zorganizowania strajku. Natomiast problem jest tutaj ustawowy, ponieważ w tej ustawie jest tak zdefiniowany pracodawca, że jest nim szkoła. Tymczasem wysokość wynagrodzeń zasadniczych ustala kto inny – minister edukacji na szczeblu ogólnokrajowym.  

Pojawia się konflikt interesów? 

Negocjujemy lub strajkujemy tak naprawdę wobec swojego kolegi, dyrektora, który bardzo często ma dokładnie takie same postulaty lub sprzyja naszym działaniom. Natomiast on i tak nie ma kompetencji do tego, żeby nasz problem, w tym przypadku płacowy, rozwiązać. W warunkach polskich strajk może być tylko z powodów ekonomicznych. Nie możemy mówić, że nam się podstawa programowa nie podoba. Nie możemy mówić, że minister nam się nie podoba czy polityka rządu. 

Czym jest to wcześniej wspomniane pogotowie protestacyjne? 

Aby rozpocząć w ogóle strajk potrzebujemy minimum trzech miesięcy, jednak nie jest to niemożliwy wariant. Na razie ma miejsce organizacja pogotowia protestacyjnego. Przede wszystkim to pogotowie ma za zadanie zmienić to nastawienie rodziców do edukacji, pokazywać, że w naszym wspólnym interesie jest doinwestowanie edukacji. Przy poprzednim strajku wielu rodziców nie rozumiało, dlaczego my protestujemy i dla zdecydowanej większości strajk jawił się jako wydarzenie, które im sprawiało ogromny problem rodzinny, organizacyjny, a ponadto w ogóle nie rozumieli istoty tego protestu. 

Jeżeli już strajk się powtórzy, to będzie miał tę samą formę co w 2019? 

Jeżeli środowisko nauczycielskie dojdzie do przekonania, że taki strajk jest jedynym sposobem walki o lepsze płace, lepsze warunki, lepszą edukację, to innej formy organizacyjnej niż ta nie widzę. Nie ma strajku polegającego na tym, że strajkuje się i pracuje.  

Protest, który polegał na niepracowaniu też nie zrobił zbyt dużego wrażenia na rządzących. 

I tak, i nie. Z formalnego punktu widzenia w takiej przestrzeni medialnej tak. My jednak mamy na to zupełnie inny pogląd. Po pierwsze zaczęliśmy strajk w sytuacji, gdy Anna Zalewska proponowała daleko niekorzystne dla nauczycieli rozwiązania dotyczące ich statusu prawnego. Proponowała oceny nauczycieli. Proponowała tę ocenę w oparciu o kryterium etyczno-moralne i uważała, że te procedury oceny pracy powinny być wdrażane w trybie natychmiastowym. I związek co do tego miał odmienny całkowicie pogląd i okazało się, że w wyniku strajku Anna Zalewska musiała się z tego pomysłu wycofać. Co to oznaczało dla nauczyciela? Ano to, że gdyby dzisiaj istniał pomysł minister Zalewskiej i nauczyciel by powiedział, że nie będzie korzystał z podręcznika profesora Roszkowskiego, to mógłby się liczyć z tym, że będzie miał bardzo obniżoną ocenę swojej pracy, a to oznacza także straty finansowe. Natomiast drugim elementem o wiele bardziej czytelnym i zrozumiałym, choć mało docenianym, był jednak uruchomiony cykl podwyżek. To nie było tak, że strajk zamknął dyskusję o podwyżkach, dlatego że one się pojawiały i ponad 16 procentowy wzrost wynagrodzenia miał miejsce.  

Ten wzrost wynagrodzenia nie był satysfakcjonujący? 

Nie, ponieważ nie osiągnęliśmy celu najważniejszego, czyli wzrostu wynagrodzenia o 1000 zł. Ale to nie znaczy, że naspokonano. Nie, związek nie zaprzestał walki o poprawę sytuacji materialnej nauczycieli. I konsekwentnie do dzisiaj o tym mówimy. 

Oprócz płac problemem są chyba też braki kadrowe?  

Oczywiście mówimy o podwyżkach, bo one w jakiejś mierze są taką ogniskową, wokół której skupia się wszystko, co się dzieje w edukacji. Ale wydaje nam się, że sprawa pieniędzy to nie jest tylko jedyny problem czy jedyny temat, który jest w edukacji. Natomiast on jest najistotniejszy, bo on w dużej mierze determinuje także inne negatywne zjawiska, z którymi mamy obecnie do czynienia, a więc braki kadrowe. Jak nauczyciel ma zarobić 3400 złotych po ukończonym uniwersytecie i na rękę dostanie 2 800, to on się głęboko zastanowi, czy pójść do pracy w szkole. Na rozmowie kwalifikacyjnej młodzi ludzie pytają dyrektora, czy to stawka tygodniowa. Nie chcą wierzyć, że miesięczna pensja. A więc te braki nauczycielskie mają swój bardzo jasno zdefiniowany kontekst, czyli właśnie wynagrodzenie. Więc walcząc o płace, mówimy, że jest chęć innego lokowania nauczycieli w tej sferze ekonomicznej, ale także przywrócenie pewnego poczucia ważności i godności tego zawodu. Bo jeżeli dzisiaj osoba, która jest po zasadniczej szkole zawodowej, idąc do jakiejkolwiek pracy, dostanie więcej, czasami dwa razy niż nauczyciel po uniwersytecie, no to nie dziwmy się, że ta sytuacja przybiera kuriozalną wręcz postać, co powoduje, że mamy problemy związane z zatrudnieniem nauczycieli, problemy związane z brakami nauczycieli, problemy związane z tym, że w wielu szkołach pracują nauczyciele, którzy mają więcej niż 70 lat życia.  

Luka pokoleniowa? 

Tak, problemem jest też właśnie to, że w warunkach polskiej szkoły mamy do czynienia z ogromną luką pokoleniową, która ma swoje korzenie w tej dramatycznie dramatycznej sytuacji ekonomicznej. Jeżeli chcemy powiedzieć, że Polska ma być krajem nowoczesnym, Polska ma być krajem dynamicznie rozwijającym to musimy się oprzeć o edukację. Od pierwszej klasy szkoły podstawowej aż po doktorat. Nie możemy bagatelizować trudnej sytuacji szkół wyższych i tego, że około 60 procent pracowników szkół wyższych, nauczycieli akademickich ma staż większy niż 20 lat pracy.  

Za Platformy nie było problemu z płacami? 

Też były. Proszę sobie przypomnieć, jakie były protesty i strajki właśnie za rządów Platformy w 2008 i 2009 roku. Tyle tylko, że różnica między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą polegała na tym, że po stronie Platformy były osoby, które chciały rozmawiać i prowadzić negocjacje. To, że osiągnęliśmy porozumienie wynikało z zupełnie innego traktowania naszego środowiska. Natomiast tak na marginesie rządy Platformy Obywatelskiej przy całej złożoności problemów, jakie Platforma stwarzała, a także błędnych decyzji, które Platforma wypracowała, te rządy miały miejsce w czasach kryzysu ekonomicznego. No a dzisiaj przecież słyszymy, że Polska jest krajem dynamicznie się rozwijającym, że mamy najlepsze finanse od czasów Jana III Sobieskiego, że są państwa, które chcą od nas pożyczać pieniądze, że jesteśmy wzorem dla innych krajów, jeżeli chodzi o budżet. Różne takie komunały. No to skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego ludzie nie chcą wykonywać zawodu nauczyciela, wg ministra Czarnka, tak dobrze opłacanego? Platforma i PiS miały mniej więcej taki sam stosunek do edukacji: oszczędnościowy. Tyle tylko, że w czasach Platformy chciano rozmawiać z nauczycielami. Ostatnie posiedzenie tzw. zespołu ds. statusu zawodowego nauczyciela za Czarnka, to było posiedzenie, które odbyło się po 270 dniach przerwy. To wskazuje na to, że rząd traktuje nas jak zło konieczne. Nie ma kontaktu z rządem, nie ma chęci rozmowy, nie ma negocjacji. Rząd nie jest gotów do rozmów. 

Rząd nie jest gotów do rozmów, a czy nauczyciele są gotowi do strajku? 

Różni nauczyciele są tutaj w środowisku. Niektórzy muszą dostrzec wszystkie te zagrożenia, które są. Weźmy też pod uwagę to, że poszliśmy do szkoły cztery dni temu i żeby móc wejść w całą procedurę sporu zbiorowego, musimy się z tymi nauczycielami spotkać. Musimy z nimi rozmawiać. I temu jest poświęcona ta kampania informacyjna, ta akcja protestacyjna. Chcemy pokazać nauczycielom, że jeżeli my będziemy się biernie odnosić do tego, co nam rząd funduje, to znajdziemy się w sytuacji dramatycznej. W sytuacji, w której będą nauczyciele mający 70 lat. Proszę na rynku poszukać mi taki zawód, który byłby tak mizernie opłacany jak my. Jeżeli ktoś wyklucza strajk nauczycieli, jest w ogromnym błędzie. 

Ten rok będzie ciężki. W przyszłym roku po raz pierwszy matury klas ponadpodstawowych, oprócz tego zaległości ze zdalnych miesięcy. Czy w takiej sytuacji ci, którzy popierali strajk nauczycieli w 2019, nie odwrócą się i będą po drugiej stronie barykady?  

Związek Nauczycielstwa Polskiego wskazuje całą gamę mankamentów w edukacji, które oczywiście nie mogą być powodem strajku, ale które powodują, że uczeń ponosi o wiele większe straty, niż te kilka dni strajku. Polska podstawa programowa powoduje, że my jako nauczyciele gonimy z lekcji na lekcje, że nie ma czasu na rozmowę z uczniem, nie ma czasu na refleksję, nie ma czasu na bliższy kontakt, nie ma czasu na to, żeby z tym dzieckiem porozmawiać i zapytać się nie tyle, co z tej lekcji zapamiętał, ale jak dane wydarzenie odbiera. Uczymy się całej masy zbędnych rzeczy. Ilu nas w dorosłym życiu miało okazję zastosować funkcje? Ilu z nas miało szansę wykorzystać datę bitwy pod Wiedniem? Ewentualnie, kiedy Mieszko I stoczył swoją pierwszą walkę? To jest ważne, żeby człowiek współczesny wiedział, że takie rzeczy miały miejsce, tylko pytanie, czy on to musi kuć na pamięć i wiedzieć, ile odnóży ma pantofelek. Uczeń powinien zamiast tego wiedzieć, gdzie danej odpowiedzi szukać. To system bardziej krzywdzi uczniów, niż te kilka dni strajku. 

Dużym wyzwaniem dla edukacji są uczniowie z Ukrainy. Rząd poradził sobie z wdrożeniem dzieci w nasz system edukacji?  

Rząd uznał, że odpowiedzialność za ten stan rzeczy spoczywa na dyrektorze szkoły i nauczycielach. Czyli jak zawsze.My nawet nie wiemy ilu tych uczniów jest, co pokazuje jak bardzo rząd nie podołał. System edukacji nie może tych ludzi stygmatyzować, różnić, stwarzać im gorszych warunków tylko dlatego, że są dziećmi ukraińskimi. A jak jest? Dziecko, które ukończyło szkołę podstawową w polskim systemie, nawet jeżeli ono umiało po polsku coś więcej aniżeli tylko dzień dobry, to nie znając polskiej podstawy programowej, nie może napisać żadnej rozprawki, nie może napisać żadnej analizy wiersza i tego wszystkiego, co wymagane jest teraz na egzaminie. To dziecko po prostu nie zna tej tematyki. Gdybyśmy Panu ministrowi Czarnkowi napisali polecenie w języku polskim, żeby dokonał analizy tekstów Tarasa Szewczenki, to on by po prostu taki test oblał.  

Czyli minister Czarnek skrzywdził te dzieci? 

Decyzja ministerstwa, by trafiły niedostosowanego systemu z egzaminami, choć nie znały polskiego. Te dzieci zdając gorzej egzamin, nie trafiły do najlepszych szkół, poszły do tych szkół, które, które przyjmowały dzieci z gorszymi wynikami. A to wszystko dlatego, że są uchodźcami i najczęściej nie znają polskiego. My powinniśmy dołożyć wszelkich starań, żeby ten stan rzeczy zmienić. Nie stało się tak. Związek Nauczycielstwa Polskiego przeszkolił ponad tysiąc nauczycieli na kursach języka polskiego jako języka obcego. A to przecież nie jest zadanie związku zawodowego. 

Shares: